XIII Bieg Katorżnika!

Jeśli myślicie, że Bieg Katorżnika nie jest dla kobiet to przeczytajcie relację dwóch silnych babek Iwonki i Zosi, którym siły, samozaparcia i charakteru niejeden facet mógłby pozazdrościć…

 

Bieg Katorżnika to nie jest zwykły bieg. To smak błota w ustach, siniaki, otarcia i inne rany. To medal w kształcie podkowy i wreszcie satysfakcja z ukończenia morderczej trasy biegowo-wodnisto-błotnej przygody 😉 Poniewiera, upadla i miesza z błotem… Nie mogło więc tam zabraknąć pomarańczowej ekipy w składzie: Zosia, Dagmara, Iwonka, Małgosia, Grzesiu, Marcin i dzieci: Jagoda Ciszak i Patrycja Ziętek. Jest to wielokilometrowa przeprawa (w tym roku okazało się 14 km 700 m) przez jezioro Posmyk i otaczające je bagna, rowy melioracyjne, trzęsawiska, krzaki, lasy, sitowia, gdzie smród i stęchlizna… Gliniaste, ciężkie błoto, skrywające pod powierzchnią gałęzie i całe pnie drzew, które wbijały się w piszczele. Błotne SPA na własne życzenie 🙂 W sam raz dla Damy w Kapeluszu 😉 Jedyny taki bieg w Europie. Bieg, gdzie na każdym kilometrze trzeba zmagać się z własną słabością. Już samo zapisanie się na tą imprezę to istny cud. Limit miejsc wyczerpuje się w kilka minut po otwarciu zapisów, które odbywają się w styczniu i trwają około 4 minut. Chyba żaden bieg nie ma takiego wyniku i nie cieszy się taką sławą? 😉 Słowo bieg w tym przypadku w ogóle nie opisuje rzeczywistości. W mojej ocenie przebiec maraton jest dużo łatwiej niż pokonać trasę Katorżnika… Samego biegu może łącznie było 1- 2 km. Więcej czasu spędziłam w wodzie, błocie, rowach… tzn. rów- wbiegnięcie w szuwary – brnięcie przez szuwary – melioracja… Woda chwilami była tak gęsta, że każdy krok wymagał wysiłku… Walka ze sobą i otaczającą przyrodą. Marsz krok za krokiem, potknięcie, zanurzenie w błoto po czubek głowy, łapanie oddechu a w końcu na czworaka mozolne brnięcie w stronę mety. I w końcu jest radość, wyczerpanie, satysfakcja, poczucie mocy… Wrócę tu na pewno. Zosia <3 dziękuję, że dane mi było zostać Katorżnikiem wraz z Tobą 🙂 To była lekcja życia… Niby nie ma ideałów, a jednak jesteśmy… 😉 – podsumowała Iwona Zamojska.

Zosia Ciszak dodaje: Bieg katorżnika – bieg ekstremalny… i ogromnie cieszy fakt, że organizator nie wyznaczył dla kobiet łatwiejszej, krótszej trasy… że choć zajęło nam pokonanie tych niespełna 15 km aż 5 godzin, to nie było taryfy ulgowej. Było ciężko,szczególnie odcinek w bagnach między lasem tataraku, niekończąca się mordęga, gdzie dno ciężko było opisać. Liżę rany, leczę ukąszenia nawet nie wiem czego, ale przypomina to ciężki przypadek ospy… i cieszę się, że już mam to za sobą. Uważam, że tę imprezę powinien zaliczyć każdy, kto jest ciekaw świata, własnych możliwości i lubi ryzyko. A szczególne gratulacje dla dziewczynek, pokazałyście jak zrobić to wspólnie i pomagać sobie na trasie.